piątek, 9 stycznia 2015

Budka Suflera - trasa koncertowa "A po nocy przychodzi dzień" - podsumowanie

budka suflera trasa koncertowa
Foto: Monika Stolarska / Onet
Skończyło się! W sylwestra Budka Suflera zagrała (na żywo) ostatni, około półgodzinny koncert. Fani rozpaczają, wspominają, mają nadzieję na reaktywację. O ile nie zdziwiłbym się, gdyby Suflerzy rzeczywiście wrócili na estrady, to w dzisiejszym wpisie chciałbym podsumować pożegnalną trasę koncertową ”A po nocy przychodzi dzień”.

Lipko i spółka mieli przez ten 2014 rok bardzo napięty grafik – sporo występów, a i przerwy pomiędzy nimi nie były bardzo długie. Niewątpliwą zaletą występów ”A po nocy przychodzi dzień” była rozbudowana sekcja gitarowa, a także brak dodatkowych klawiszy i instrumentów perkusyjnych – w porównaniu z okropnie płaskim brzmieniem Jubileuszów 30 i 35-lecia, podczas tej trasy Budka Suflera znowu wróciła do rockowego grania (kunszt dodatkowych muzyków doskonale przykrył słabość podstawowego gitarzysty!) Oczywiście najmilszą niespodzianką było dołączenie w połowie roku Mieczysława Jureckiego – chociaż moim zdaniem zrobił to, aby się nieco wylansować. Na szczęście skorzystał z tego również festiwal i konkurs organizowany przez byłego basistę, zatytułowany "Solo życia", mający na celu wyłowienie młodych gitarowych talentów (zresztą jak pamiętamy, wielka trójca z zespołu Budka Suflera wystąpiła jako gość na tym festiwalu).
Inne zdanie mam na temat występujących gościnnie kobiet – chodzi oczywiście o Rudą i Farną. Nie śpiewały co prawda źle, ale – co one mają wspólnego z zespołem Budka Suflera?! W ogóle przydałby się na tej trasie koncertowej jakiś porządny, trzygodzinny występ z udziałem samych mężczyzn (jak to drzewiej bywało, choćby w Spodku 99).
Obecność Izabeli akceptuję, ponieważ jej postać już na stałe wrosła w budkowe koncerty. Natomiast to, że na żadnym koncercie nie wystąpiła Urszula, czego nie mogli przeboleć niektórzy fani, w żadnym wypadku mi nie przeszkadzało (chociaż lubię ją dużo bardziej od Trojanowskiej) – to fakt, zawdzięcza sporo Budce Suflera, ale przecież tak miało być – pomogli jej w nagraniu kilku albumów, a potem musiała ona sobie radzić sama. W przeciwieństwie do Izabeli poradziła sobie znakomicie, brała udział w wielu Jubileuszach kapeli, więc nie musiała śpiewać na tej ostatniej trasie, aby w ogóle móc występować.

budka suflera trasa koncertowa
Budka Suflera na Woodstocku (źródło: Interia)
Zresztą, skoro na żadnej setliście trasy koncertowej nie pojawił się mój ulubiony przebój piosenkarki, Malinowy król, tym bardziej nie żałuję. W ogóle utwory wybrane na trasę koncertową, a także długość występów, stanowiły największe wady trasy "A po nocy przychodzi dzień". Podczas masy nieco ponad dwugodzinnych koncertów zabrzmiały największe przeboje, ale też nie wszystkie – tylko kilka razy Cugowski (na początku roku) zaśpiewał Cały mój zgiełk, a przede wszystkim zabrakło Młodych lwów! Chociaż każdy koncert miał być przekrojowy, zabrakło też piosenek z ostatnich płyt. Zupełnie tak, jakby Budka Suflera wstydziła się swoich ostatnich dokonań (Zostań jeszcze, Sięgnąć gwiazd, Breathing you to wcale nie są moim zdaniem słabe piosenki). Nie wspominam nawet o innych utworach, granych przecież już na głośnych koncertach Budki Suflera: Ragtime, I tylko gwiazda – blask jej znikomy, Geniusz blues, Noc itp.
I nie, nie chodziło o to, aby pojawiły się wszystkie utwory, które chciałbym usłyszeć, ale żeby zespół raz na dziesięć występów sprawił jakąś małą niespodziankę, przypominając którąś z dawno nie granych piosenek!

Wśród dziesiątek takich samych koncertów wyróżnił szczególnie jeden – bardzo długi, otwarty koncert w rodzinnym mieście Suflerów, zatytułowany ”Memu miastu na do widzenia”. Wśród specjalnych gości znalazł się były wokalista Genesis, Ray Wilson, występując razem z Krzysztofem Cugowskim – między innymi w specjalnej, dwujęzycznej wersji piosenki Sen o dolinie. Podczas wykonywania innej piosenki Cugowski zdjął okulary, czym wprawił publiczność w ogromne zdumienie :)

W ostatnim biletowanym koncercie w Krakowie pojawiły się dwa nie grane wcześniej na trasie koncertowej utwory. Pierwszym z nich był Czas ołowiu (wreszcie!), w którym Andrzejczak śpiewając refren, wrócił do wersji oryginalnej (zamiast Ryszard R. - Johnie L.). Na sam koniec, podczas bisów, zagrali znaną kolędę Cicha noc (wiecie, Grudzień przed świętami, więc można sobie pośpiewać) – przypominam, że Budka Suflera ma repertuarze jedną piosenkę idealnie pasującą do bożonarodzeniowej pory. No, ale po co się go nauczyć, skoro i tak "prawdziwi fani" byli zadowoleni :/

Osobiście uważam, że Suflerzy wcale nie zakończyli działalności dlatego, że chcieli zostać zapamiętani jako sprawni muzycy – powodem było to, że po prostu poza hardcorowymi fanami nikt nie chciał ich już słuchać. Postanowili więc ogłosić wielką pożegnalną trasę koncertową, z 2 razy droższymi biletami, dzięki czemu ludzie przypomnieli sobie zespół, a i na koniec trochę więcej kasy wpadło do kieszeni. Co gorsza, wielu ludzi na to poszło, być może zapłacili za kilka koncertów, aby dwa czy nawet więcej razy usłyszeć tę samą setlistę. Podejrzewam, że byłby podobny entuzjazm wśród ”prawdziwych fanów”, gdyby trasa koncertowa zakończyła się występem z 5 razy zagranym ”Balem” i 10 razy ”Tangiem”.

Moim zdaniem ta trasa koncertowa mogłaby się okazać bardziej udana, gdyby zorganizowano tylko kilka koncertów w największych miastach Polski. Członkowie zespołu dostaliby więcej czasu, aby się do nich przyłożyć, a tak cieszę się, że Budka suflera już skończyła karierę.

Na koniec linki do relacji z najważniejszych koncertów tej trasy:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz