Naprawdę szanuje
ten zespół, nagrał on bowiem wiele dobrych płyt i mnóstwo
wspaniałych piosenek. Jednakże uważam decyzję o rozwiązaniu
zespołu za słuszną i właściwą, i to nie z tych powodów co sami
muzycy Budki. Twierdze nawet, że szkoda, iż nie zrobili tego
wcześniej.
Powiedzmy sobie
szczerze – zespół z Lublina zawsze podążał za modą.
Nagrywał płyty w takim stylu, na jakie było zapotrzebowanie w
Polsce, czy na świecie. Była popularna muzyka progresywna –
nagrali dwie pierwsze płyty. W pewnym momencie wróciła moda na
klasycznego rocka, czy elektronicznego? Mamy takie płyty jak „Za
ostatni grosz”, czy „Giganci tańczą”. Tak to wszystko się
toczyło, dopóki te nowe nurty się pojawiały. Kiedy wszystko stanęło
w miejscu (nad czym ubolewam) nagle okazało się, że Suflerzy
nie potrafią wypracować autorskiego stylu.
Po wielkim
sukcesie płyty „Nic nie boli tak jak życie”, próbowano go
powtórzyć, tworząc płyty „Bal wszystkich świętych” i „Mokre
oczy”. Każda z tych płyt była bardzo podobna do wielkiego
poprzednika, ale w gruncie rzeczy okazywały się coraz gorsze
(„Mokre oczy” uważam za kompletną porażkę). Potem Lipko z
kolegami zdecydowali się na powrót do korzeni. W 2004 wyszedł
krążek „Jest”, potem koncerty „Cień wielkiej góry”,
ostatnio natomiast wypuścili dwa w założeniu rockowe single. O ile
trasa z pierwszych dwóch albumów (nie rozumiem tylko dlaczego są
tylko dwie piosenki z „Przechodniem byłem między Wami”) jest
dosyć udanym pomysłem, o tyle pozostałe eksperymenty uważam za
nieudane. Moim zdaniem Suflerzy nie mogą pozbyć się
„marketingowego” sposobu myślenia, który zmusza ich do
przemycania w kolejnym utworach popowego pierwiastka. Chodzi mi o to,
że każdy utwór musi mieć łatwą i przyjemną podstawę, która
musi podobać się większości. Szczególnie słychać to w
kontekście dwóch ostatnich singli, co to miały niby być częścią
nowej płyty. Niedawno okazało się, że album nie będzie jednak
nagrany (no tak, piosenki nie odniosły komercyjnego sukcesu, więc
nie warto robić ostatniego albumu). Natomiast, aby nie wyjść na
hejtera Budki, powiem że podobała mi się płyta wydana na
35-lecie „Zawsze czegoś brak”, to była faktycznie próba
czegoś nowego – stworzenia płyty w części akustycznej,
zawierającej refleksyjne teksty, więc to może dobrze, że jednak
to ona okazała się ostatnią?
Teraz Suflerzy
robią trasę koncertową na czterdziestolecie. Jest to pożegnalna
trasa, powinna więc być wyjątkowa, prawda? No dobrze, miło że
gościnnie występuje Mietek Jurecki, niestety setlisty z tych
występów to właściwie powtórka z ostatnich kilku lat! Można je określić jako połączenie koncertów „Greatest hits” z
koncertami „Cień wielkiej góry” (Pieśń niepokorna i
Noc nad Norwidem). Oczywiście
o żadnym niegranym dawno utworze (czy tym bardziej takim, który na
żywo nigdy nie był wykonywany) nie może być mowy. Naprawdę
chciałbym posłuchać wersję Ragtime,
Giganci tańczą, czy
też cokolwiek z płyty „Noc”. Podejrzewam jednak, że za taką
niespodziankę organizator koncertu musiałby zapłacić sporo
dodatkowej kasy.
Wybieram się na jeden z koncertów, już poza główną trasą
pożegnalną. Będzie to (chyba) przed przed przedostatni występ, w
Krakowie. Jeżeli usłyszę jeden z wyżej wymienionych przeze mnie
utworów (albo jeszcze jakiś inny), wtedy dopiero uznam że koniec
nastąpił we właściwym momencie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz